środa, 14 listopada 2018

Ach, bal więc bal! „Operetka” jak opera / „Operetka” w Teatrze im. Jaracza w Łodzi


Nie trzeba wiedzieć jak wygląda nowy model mercedesa, by patrząc na leciwego volkswagena dostrzec, że cieknie mu z rury, a w silniku coś trze. Wystarczy widzieć kiedyś sprawny samochód. Nie trzeba znać zeszłorocznej studenckiej dyplomowej „Operetki” w reż. Waldemara Zawodzińskiego, by ocenić „Operetkę” w reż. Waldemara Zawodzińskiego w Teatrze im. Jaracza jako spektakl niespełniony. Znając dyplom wie się jednak, że Jaracz dał też spektakl słabszy.


Wszystkie fotografie: Greg Noo-wak / Teatr im. Jaracza

środa, 8 listopada 2017

Człowiek zredukowany / „Ostatni tramwaj” w Teatrze Nowym im. K. Dejmka w Łodzi

Fot. HaWa / materiały prasowe teatru

Druga premiera tego sezonu w Teatrze Nowym w Łodzi jest trochę w stylu teatru dziś niemodnego, jeśli pod pojęcie to podłożymy teatr oparty na aktorstwie psychologicznym, drobiazgowym rozczytaniu relacji między postaciami w celu osiągnięcia na scenie wiarygodności oraz tzw. życiowej prawdy.

„Ostatni tramwaj” Ludmiły Razumowskiej to sztuka z gatunku tych, po której w swoim teatrze sięgnąć mogłaby Krystyna Janda i zrobić z niej przebój na kilka sezonów. Jest w niej życiowy dramat niedoszłej gwiazdy radzieckiej kinematografii (w Nowym obsadzony jest Sławomir Sulej, u Jandy byłby to Jerzy Stuhr, Krzysztof Gosztyła, Andrzej Grabowski) oraz ulicznej sprzedawczyni (w Łodzi gra ją Mirosława Olbińska, u Jandy grałaby pewnie Janda). Spotykają się po czterdziestu latach. Na tej samej ulicy. On siedzi z kartką, prosząc o wsparcie – ale zaraz zacznie ukrywać wobec niej swoją bezdomność zafundowaną przez córki, które samotnie, z poświęceniem wychowywał (żona odeszła, gdy przekonała się, że nie robi on kariery filmowej). Ona z ulicznego handelku badziewiem stara się utrzymać córkę alkoholiczkę i chromego wnuczka – jego matka dokonała kilkunastu aborcji, a on urodził się, gdy spóźniła się z kolejną. Życie tej dwójki złamał, jak się zdaje, upadek ZSRR, a przynajmniej za jego czasu byli umiarkowanie szczęśliwi. Razumowska ustanowiła swoisty rekord.

Kamil Maćkowiak: Pokorny, ale nie ugłaskany [WYWIAD]


– Zaczynamy piąty sezon „Divy”. Ludzie płaczą, przytulają mnie, mówią: „Panie Kamilu, pan jest taki wartościowy, pan musi dać sobie pomóc”. Już parę razy przerywałem, tłumacząc, że to tylko kreacja – mówi KAMIL MAĆKOWIAK, aktor, który odszedł z Teatru im. Jaracza i założył fundację prowadzącą własny teatr.

Łukasz Kaczyński: – Prawie zawsze wywiady z panem zaczynają się od „Niżyńskiego”, jakby Kamil Maćkowiak nie robił niczego innego. Tymczasem od kilku tygodni słucham płyty z koncertem „Jazz i poezja” z Letniej Akademii Jazzu – do muzyki Komedy deklamował pan wiersze Jerzego S. Sity, pokazując, jak znakomitym instrumentem jest ludzki głos.

Kamil Maćkowiak: – To miłe, co pan mówi, bo mieliśmy tylko jedną próbę i sądziłem, że idziemy z koncertem na zderzenie czołowe. Trafił pan z pytaniem, bo noszę w sobie marzenie o projekcie stricte muzycznym. Ale przez ostatni czas bardzo się zmieniłem. Moją chorobą jako dwudziestoparolatka było robienie rzeczy głównie w marzeniach. Dziś chcę się skupić na planach, wyzwaniach, na tym co jest realne, a realny jest zaczynający się właśnie sezon. To piaty sezon repertuarowego grania teatru mojej fundacji. Planujemy w nim trzy premiery. W kolejnym sezonie, jeśli fundacja przetrwa, chciałbym zrealizować ów projekt muzyczny. O współpracy z Teatrem Muzycznym rozmawiam zresztą z panią dyrektor od dwóch lat, mamy otwartą drogę do wykorzystywania małej sceny, więc myślę, że te quasi-muzyczno-aktorskie przedsięwzięcia są przed nami. [...]

Dalszy ciąg wywiadu można przeczytać w październikowym numerze "Kalejdoskopu". 

Do kupienia w salonikach prasowych i kioskach sieci Ruch, Kolporter, Garmond-Press, salonach Empik i w recepcji Łódzkiego Domu Kultury, a także w prenumeracie: https://prenumerata.ruch.com.pl/prenumerata-kalejdoskop-magazyn-kulturalny-lodzi-i-wojewodztwa-lodzkiego