czwartek, 12 stycznia 2017

Z Hertza: Sztuki, które zaczepiają o nasze sprawy i teatr, który nie jest zabawą

 "A tymczasem sens wielkiego teatru polega na tym chyba, że jest on zwierciadłem prawdy, że kanonizuje, podnosi do godności powszechnej i sumuje jak gdyby nasze indywidualne doświadczenia. W każdym innym wypadku teatr jest baśnią lub zabawą. I jeśli gdzieś nie ma teatru wielkiego, wielkim teatrem musi stać się to, co gdzie indziej  jest jedynie baśnią lub zabawą [...]
Ten teatr widm i zjaw wspomagających gorzkie prawdy, jaki stworzył Wyspiański, a jaki rzadko dziś mamy okazję widzieć na scenach współczesnych, jest na miarę naszej wspólnoty. Teatr tłumów poruszanych historią, między którymi błądzą niespełniony mity. Genialność Leona Schillera polegała chyba na głębokim rozumieniu tej właśnie cechy polskiego teatru narodowego. Potem już na fragmentach owej wiedzy o wspólnocie mógł Schiller budować dalej, za każdym razem jednak dawał widowisko zgodne z poczuciem owej wspólnoty, bez której opuszczamy widownię tak ubodzy, jakeśmy na nią wstąpili. Słyszałem o Nocy listopadowej głosy uskarżające się na jej dziwaczność, na jej "barok", na jej "bełkot". Mówili to ci sami ludzie, którzy bez zmrużenia oka potrafią przesiedzieć na sztukach, w których nic o ich sprawy nie zaczepia. Nie nam składa wizyty starsza pani i nie mamy złożyć jej ofiarę. Ale tylko za życia jednego naszego pokolenia Kora dwukrotnie żegnała się z Demeter. Jeżeli się tego nie wie, jeżeli się tego wiedzieć nie chce lub jeżeli się o tym zapomniało, wówczas nie można naprawdę rozumieć Nemezis szwajcarskiej czy amerykańskiej, nawiedzającej mieszczuchów lub dokerów. Można sobie niekiedy przyswoić obce realia, ale nie można pojąć naprawdę cudzego losu, nim się nie zgłębiło własnego. A cóż to jest teatr, jeśli nie zwierciadło ludzkiego losu?".

P. Hertz, Na przykładzie "Nocy listopadowej" [w:] Ład i nieład, PIW 1964

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz