Sny na jawie w łonie teatru inicjacyjnego [RECENZJA]


Wmurowane na dziedzińcu Małej Sceny Teatru Pinokio w Łodzi kostki „z ulicy Krokodyli w Drohobyczu”, rodzinnego miasta Brunona Schulza, odsyłają do jego twórczości i niego samego jako od czterech lat patrona Sceny Wyobraźni „Pinokia”. Spektakl-instalacja „Tuliluli” Justyny Schabowskiej, absolwentki warszawskiej Akademii Teatralnej, powstał, by na wiele sposób uruchamiać wyobraźnię widzów najmłodszych (do około czwartego roku życia).

Proponuje intensywną przeprowadzkę do świata wyobraźni. Napędzają ją środki wyrazu nawiązujące do najprostszych doświadczeń, języka gestów i dźwięków, którym widz się posługuje. Przyjemnie jest patrzeć (i widzieć, to co „najnaje” odbierają bezpośrednio) jak krok po kroku pani reżyser oswaja ich z charakterem przestrzeni, aż finalnie uruchamia ich do spontanicznego przejęcia nad nim kontroli. To znaczy do poczucia, że to ich miejsce.

Scenografka Sylwia Maciejewska oblokła połowę przestrzeni Małej Sceny rozciągliwą białą tkaniną tworząc rodzaj namiotu. Wytłumiona sfera przywołuje wspomnienie elementarnego bezpieczeństwa kojarzonego z łonem matki. Bezpośrednio, także przez kostiumy aktorek (Małgorzaty Krawczenko i Natalii Wieciech), nawiązują do wiersza „Nigdyniewyspanie” Joanny Kulmowej, kanwy spektaklu, zamykając widzów w łóżku-świecie. Dopełnia tego muzyka Adama Świtały: kilka prostych melodii w „mglistych” niskich tonach. „Najnaje” z opiekunami wchodzą po kołdrze ku wnętrzu instalacji, siadają na materacowej podłodze z kilku stron owalnego zagłębienia. Dmuchawa podnosi nad nim materiał, który od spodu rękami naprężają aktorki chcąc wejść do „świata” gdzie są „najnaje”. Używają też kolorowych latarek, a rzucone spod tkaniny „a psik!” skutecznie rozładowuje ewentualny niepokój z tej dziwnej sytuacji. Jakby mówiło: dobrze się przecież znamy. Potem jest ciąg etiud (z użyciem na kilka sposobów cieni i światła) skupionych na zapoznaniu widza z zasadami „krainy Nigdyniewyspania”. Wieciech i Krawczenko nie używają słów. Świetnie nawiązują kontakt z „najnajami” przez upodobnienie się do nich sposobem poruszania się (gdy dziwią się otoczeniu), ogrywaniem rekwizytów, mimicznym oddaniem emocji (pozytywnych, świat i akcja nie są tu komplikowane). Efekt to udany teatr inicjacyjny, oswajający z teatralnym sposobem formułowania myśli i budzenia emocji- przez zabawę. I zabawą, rekwizytami, kończący się - aktorki „zasypiają”, to czas dla widzów. Premierą Schabowskiej „Pinokio” zrobił kolejny krok ku Centrum Sztuki dla Dzieci i Młodzieży, w które ma się zmienić. Już dziś bez „Tuliluli” trudno wyobrazić sobie łódzki teatr. 



Artykuł ukazał się wcześniej w "Dzienniku Łódzkim" i na portalu gazety: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz