Sienkiewicz sfilmowany: kilka unikatów, eksponaty z planu i śpiew Beaty Kozidrak


W Muzeum Kinematografii w Łodzi dostępna jest już wystawa „Sienkiewicz sfilmowany”, przygotowana z okazji 170. rocznicy urodzin pisarza.

Do Muzeum Kinematografii wraca Henryk Sienkiewicz. Wraca, bo to kolejna obszerna wystawa pokazująca „romans” filmowców z prozą noblisty. Wcześniejsze to m.in. ekspozycje odsłaniająca tajniki „Quo vadis” Jerzego Kawalerowicza (przyniosła m.in. odtworzone wnętrza planów filmowych, np. pokój Chryzotemis, militaria, projekty scenograficzne, szkice) oraz „Ogniem i mieczem” Jerzego Hoffmana.

Teraz Sienkiewicz wprowadza się na piętro pałacu kinematografii, zajmując je niemal w całości. Dostajemy swoiste resume. Wystawę o dużym walorze poznawczym, starającą się zaproponować coś ciekawego dla łowców ciekawostek, jak i dla zwolenników rzetelnej, uporządkowanej wiedzy. Ale kilka rozwiązań sugeruje, że ekspozycja powstawała w pośpiechu Pokojom nadano charakter tematyczny. Skoro zaś dwóch reżyserów ukochało sobie prozę Sienkiewicza, wystawa nienachalnie wprowadza kolejnych jej bohaterów: Jerzego Kawalerowicza i Jerzego Hoffmana. Ten drugi w przytoczonych wypowiedziach podkreśla, że kręcąc „Pana Wołodyjowskiego” myślał o „Potopie”, o którym marzył już w szkole (stając się obiektem żartów), zaś Sienkiewicza postrzega jako świetnego scenarzystę. Znakomicie prezentują się plakaty do kolejnych produkcji, także te zagraniczne - ich kolekcja to jedna z chlub Muzeum. Szkoda, że obok wskazania kraju pochodzenia nie podano daty - utrudnia to wyobrażenie sobie losów i dystrybucji filmu. Wiele o recepcji prozy noblisty mówią przywołane pierwsze próby ekranizacji „Quo vadis”: krótki „Neron” z 1899 r. z fimy braci Lumiere, „Męczeństwo chrześcijan” Luciena Nonguet z 1905 r. Dobre wrażenie robią portrety fotograficzne obsady (w tym Emila Janningsa) i szyld włoskiej ekranizacji z 1924 r., anonsowanej jako „najpotężniejszy film doby obecnej”. Dobre wrażenie całościowe psuje jednak kilka niedociągnięć i rozwiązań chybionych, jakby nieprzetestowanych. Pierwsze to przeładowane informacjami, graficznie niedopracowane opisy filmów i elementy aranżacji, np. niektóre ścianki mające zasłaniać elementy architektury. Drugie to elementy multimedialne, choćby zbyt głośno prezentowany teledysk Beaty Kozidrak do „W pustyni i w puszczy” z 2001 r. Popowa piosenka łączy się w niedużej sali z innymi nagraniami (np. „Nowym Janko Muzykantem” J. Lenicy) w niemiłą kakofonię. Stolik z leciwą grą strategiczną z czasów akcji „Krzyżaków” umieszczono całkiem na siłę. Popracować trzeba by też nad lepszą ekspozycją rekwizytów z Łódzkiego Centrum Filmowego. Bronią się te w gablotach, a te luzem – nie zawsze. Ciekawostką są miejsca, w których można zrobić sobie zdjęcie np. ze strojami krzyżackimi i hełmami. Nawet jeśli oświetlone są słabo.

Artykuł ukazał się wcześniej w "Dzienniku Łódzkim" i na portalu gazety: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz