Przez Chiny po Oscara

Jest swoistą regułą, że w regularnych odstępach studenci reżyserii w Szkole Filmowej w Łodzi realizują filmy, które bardzo różniąc się jako indywidualna wypowiedź artystyczna, jedno łączy - spadający na nie deszcz nagród. A „opady” te mają to do siebie, że nie uznają granic geograficznych i politycznych. Tak było choćby w 2004 roku z „Jesteś tam” Anny Kazejak, a w latach 2011-12 z „Opowieściami z chłodni” Grzegorza Jaroszuka i z „Bez śniegu” Magnusa von Horna. Grono to powiększyła właśnie Klara Kochańska, której „Lokatorki” z Julią Kijowską w głównej roli w ciągu miesiąca zdobyły Brązowy Medal Studencki Amerykańskiej Akademii Filmowej (tzw. Studenckiego Oscara), a na 41. Festiwalu Filmów w Gdyni Nagrodę Specjalną Legalnej Kultury w Konkursie Młodego Kina. Wcześniej były ważne nagrody na festiwalach w Hong Kongu i Xiningu. We wtorek Kochańska pokazała film w kinie Muzeum Kinematografii w Łodzi.

„Lokatorki” to historia trzydziestoparolatki, która na komorniczej aukcji kupuje mieszkanie, a gdy chce do niego wejść, przekonuje się, że klucze nie pasują do zamka. Gdy wreszcie dostanie się do środka, ku swojemu zdziwieniu przekonuje się, że w jej mieszkaniu już ktoś mieszka - samotna kobieta, która opiekuje się niepełnosprawnym dzieckiem. Scenariusz, współautorem którego jest Kasper Bajon (dziś mąż Kochańskiej) powstał z inspiracji i rozwinięcia historii opisanej w prasie, na którą natknął się Bajon.

- U zarania pracy były inne pomysły, ale raczej słabe i nieprzekonujące. Ten szybko wybił się na prowadzenie - przyznaje młoda reżyser. I dodaje, że ważne było nie ograniczyć się do „realizmu społecznego”, ale dążyć ku nadaniu opowieści cech metaforycznych. Była to droga inna, niż pewien modny choćby dekadę temu nurt w polskim kinie.

- Najlepszy realizm społeczny robią Brytyjczycy, mają w tym dużą lekkość, by wymienić takich reżyserów jak Ken Loach. W Polsce współcześnie zdarzało się, że widzowie dostawali filmy, które dotykały rzeczywistości społeczno-politycznej, biedy, braku perspektyw, ale miały tendencję tylko do stawiania diagnozy - przyznaje Kochańska. -Mówię to jako widz i jako obserwator innych widzów, którzy na to narzekali: wiedzieli, że w kraju jest źle, że w ich życiach jest źle, i nie chcieli iść do kina, by otrzymać tylko taką konstatację. Myślę, że taki statystyczny widz może „skonsumować” prawdę o swoim życiu, jeśli ona w jakiś sposób zuniwersalizuje się dla niego. Gdy staje się przypowieścią, a nie po prostu publicystycznym artykułem. Od takiego chciałam uciec. I chciałam, by, paradoksalnie, widz mógł też zaśmiać się z losu mojej bohaterki.

W wywiadach, których udziela za sprawą „Lokatorek” coraz częściej, wśród ważnych dla siebie reżyserów Kochańska wymienia mistrzów europejskiego kina lat 60., przede wszystkim wciąż artystycznie płodnego Romana Polańskiego, zwłaszcza z jego okresu „paryskiego”, gdy kręcił kameralne filmy rozgrywające się wśród kilku bohaterów w zamkniętych pomieszczeniach. Jeśli zaś dzielić reżyserów na tych, którym bliżej do kina Michelangelo Antonioniego oraz tych, którym bliżej do Federico Felliniego, Kochańska zalicza siebie do pierwszej grupy.

Autorką zdjęć do „Lokatorek” była zaś Zuzanna Kernbach, absolwentka „filmówki”. - Zuza i ja jesteśmy okropnymi pracoholiczkami i perfekcjonistkami. Najpierw „na sucho” rozpisałyśmy scenariusz szukając konsekwentnego języka dla tej historii, ale też rytmu - mówi Kochańska. - A skoro film opiera się na jednym bohaterze, co jest trudne w kinie, to szukałyśmy też momentów, gdy widz będzie mógł odejść od tego, co z tym bohaterem związane, by miał szansę na oddech.

Na razie na oddech nie ma czasu sama Kochańska. Właśnie kończy (w studiu Szkoły Filmowej w Łodzi) montaż pełnometrażowego, niezależnego filmu „Via Carpatia”, nad którym pracowało zaledwie sześć osób i tyko przez osiem dni, za to w pięciu krajach. Opowiada w nim o fizycznej i duchowej podróży małżeństwa, które wyprawia się na Bałkany, a plan podróży przecina się ze szlakiem, którym podążają uchodźcy. W jednej z ról drugoplanowych wystąpił Bajram Severdzan, aktor chętnie obsadzany przez Emira Kusturicę. Kochańska poszukuje też dofinansowania na realizowany od 2013 roku film „Zimna woda”, który przechodzi przez komisje Polskiego Instytut Sztuki Filmowej. I liczy, że „studencki Oscar” przełoży się na rozgłos tych projektów, a kontakty ze Stanów Zjednoczonych na kolejne produkcje. A warto pamiętać, że laury etiud absolwentów „filmówki” to często zwiastun cennych nagród dla ich pełnych metraży.



Artykuł ukazał się wcześniej w "Dzienniku Łódzkim" i na portalu gazety: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz